Focus mode

Marcin Pawlus – Artysta tatuażu z powołania

Marcin Pawlus – Artysta tatuażu z powołania

Robiąc research do tego wywiadu szybko zdałam sobie sprawę, że nie należysz do osób, które z dużą chęcią dzielą się swoim życiem prywatnym na social mediach. Czy stoją za tym jakieś konkretne powody czy po prostu nie masz potrzeby dzielenia się ze wszystkimi np. swoimi poglądami i tym jak żyjesz?

Moje sociale są skupione na pracy, którą wykonuję, ale jest to praca specyficzna, związana  z utrwalaniem przedstawień i np. pewnej symboliki. Dlatego nigdy nie zgodziłbym się na wytatuowanie – a więc dawanie widzialności – motywów związanym z np. reżimem faszystowskim. Staram się wykorzystywać moje umiejętności i pracę wspierając działania dla mnie ważne – w 2020 roku wykonywałem błyskawice nawiązujące do logo Strajku Kobiet w wybranym przez Klient_Klientka stylu i kolorystyce. Cała zebrana kwota zasiliła po równo konta Centrum Praw Kobiet i Kampanii Przeciw Homofobii. Od lat wspieram np. voucherami na licytacje OTOZ Animals czy WOŚP, ale również mniejsze inicjatywy dedykowane niekończącym się przecież potrzebom schronisk czy fundacji. Uważam, że warto się dzielić takimi działaniami, uświadamiać sobie nawzajem, że pomaganie nie jest trudne. Social media sprawdzają się w tym świetnie. Czasem publikuję „pocztówki”, ale zdecydowanie, kiedy widzę lub przeżywam coś co mnie zachwyca, nie szukam smartfonu. Oboje z żoną jesteśmy mocno skupieni na życiu zawodowym. Kiedy więc mamy czas tylko dla siebie, niekoniecznie myślę o dzieleniu się tym z użytkownikami Fb czy Insta 😉

Zawsze fascynowała mnie nazwa Twojego studia – DWA ŚLEDZIE. Na pewno zapada w pamięć i jest wyjątkowa. Natomiast jak wszystko, zapewne ma swoją genezę. Opowiesz nam jak powstała ta nazwa i jak powstało też Twoje studio?

DWA ŚLEDZIE otworzyłem w 2015 roku. Spełniło się marzenie o pracy na własnych warunkach i według swoich standardów. Zakładaniu studia sprzyjała moja potrzeba stworzenia miejsca przyjaznego i tolerancyjnego, ale również „cichego”. Pracuję sam, metraż studia pozwala by Klient_Klientka towarzyszyła dodatkowa osoba i by cała sesja upłynęła w komforcie i bezpieczeństwie wszystkich. Poza stanowiskiem pracy, bardzo ważna jest dla mnie przestrzeń, gdzie rysuję oraz moja mini-biblioteczka, która jest dostępna również dla Gości_gościń. Od wewnętrznej strony kamienicy, blisko balkonu studia, są drzewa – zainstalowałem więc karmnik i od kilku lat regularnie odwiedzają mnie nie tylko ptaki ale i dwie wiewiórki, choć zasady Sanepidu nie pozwalają nam na kontakty 😉 Studio znajduje się w Śródmieściu, od 2017 roku przy głównej ulicy Gdyni – miasta, które wybrałem do życia i pracy. I to właśnie w herbie Gdyni znajdują się dwie ryby, które najczęściej określa się jako „śledzie”. Ta nazwa przyszła do mnie naturalnie i natychmiast wyparła inne pomysły. Bardzo lubię moje studio, a to przecież ważne, zwłaszcza, kiedy pracujesz przez większą część tygodnia.

Na stronie Twojego studia na Facebook’u przeczytać można, że to klienci są Twoją inspiracją. Co jeszcze inspiruje Cię w Twojej pracy tatuatora?

Sztuka dawna i współczesna, rzemiosło artystyczne, muzyka. Nie odklejam pracy tatuatora jako oddzielnej kategorii mojego życia – staram się w niej uwzględniać to, co w danym czasie mnie interesuje. To oczywiście nie zawsze są bezpośrednie przełożenia, czasem rozwiązania techniczne, kompozycje. Staram się z każdego wyjazdu coś przywieźć, na pamiątkę tego, co widziałem. Mam więc kolekcję różnych znalezisk, których kształty czy faktury nie raz znalazły już zastosowanie w moich pracach. Niewyczerpalnym arsenałem inspiracji pozostają dla mnie zwierzęta i rośliny. Planuję mieć więcej czasu na plenery i studiowanie kształtów i układów właśnie z natury. Bezpośredniego kontaktu nie zastąpi żadne zdjęcie.

Jaki prywatnie jest Marcin Pawlus i jak wygląda jego życie tuż po tym jak wyjdzie ze studia tatuażu?

To jest taki sam Marcin jak Marcin w DWÓCH ŚLEDZIACH 😊 Jestem wdzięczny za tak komfortowe życie zawodowe jakie wiodę – robię to, co chcę i jestem sobą. Po skończonej sesji domykam kwestie związane z kolejnymi, najbliższymi dniami pracy. Mieszkamy tylko 15 min spacerem od studia, staram się więc wyjść na dłużej, by rozejść trochę te dobre kilka godzin siedzenia. Spaceruję lub biegam, ale w głowie jeszcze długo mam tatuaż, analizuję co i jak zrobiłem – nie w celu zachwytów nad sobą, tylko w celu rozwoju. Lubię gotować                   i jeść, musi być też czas dla kotów! Wieczór to już przestrzeń dla mnie i żony. Choć obecnie jest trochę inaczej. Lubię zasypiać – jak większość ludzi – w poczuciu spełnienia, bezpieczeństwa i oczekiwaniu jutra. Wojna sprawia, że to się nagle okazuje przywilejem. Staramy się więc z żoną w naszej mikroskali działać. Chciałbym przy okazji naszej rozmowy zwrócić się do odbiorcó Odbiorczyń tego wywiadu – pomagajmy, tak jak możemy. Według naszych możliwości i odporności emocjonalnej. I bądźmy dla siebie dobrzy.

Abstrahując, gdybyś kiedyś musiał wybrać tylko jedną część ciała, którą będziesz mógł tatuować klientom do końca życia co by to było i dlaczego?

Prawdopodobnie noga, bo jest to stosunkowo duża i ciekawa przestrzeń do pracy. Skala bólu – choć to bardzo indywidualna kwestia – jest na nodze „rozłożona”, co oznacza, że dla każdej Osoby znajdzie się dobre miejsce. Noga pozwala na wykonanie tatuażu                              z możliwością prostego zakrycia odzieżą, a taka możliwość dla wielu Osób jest istotna. Ale nasze ciała są różne, a tatuaż może być na (prawie) każdym z tych ciał wykonany i to jest super. Dla mnie chyba najpiękniejsza część tej pracy objawia się gdy wiem, że robię coś, co pozwoli zwiększyć np. czyjąś samoakceptację.

Z tego co mogłam zauważyć w Internecie to naprawdę rzadko używasz koloru w Twoich pracach. To dlatego, że nie czujesz kolorowych tatuaży czy to po prostu kwestia wyboru Twoich klientów?

Faktycznie, skupiam się na pracy w czerni i ze skalą szarości, to zdecydowanie moja wiodąca estetyka. Czasem wprowadzam akcenty koloru, lub wykonuję nawet pełne, kolorowe kompozycje. To raczej wyjątki, potwierdzające regułę, ale działają odświeżająco na głowę 😉 Bańki tematyczne czy techniczne szybko mnie nudzą, staram się nie zamykać, ale nigdy też nie pracuję w niepewności czy wbrew sobie. Klient_Klientka musi mieć 100% pewności, że chce nosić dany tatuaż, ale ja również muszę mieć 100% pewności, że chcę go wykonać.

Czy masz jeszcze jakąś pasję albo coś co wyjątkowo lubisz robić za wyjątkiem tatuowania?

Jestem plantloverem z 38 podopiecznymi w mieszkaniu 😊 Mam jednak wrażenie, że tatuowanie to taka dziedzina, która nie lubi konkurencji, jeśli nie traktujesz jej jako roboty                  w godzinach. Różne sceny tatuażu na świecie, spotkania z tatuowanymi i tatuującymi, sprzęt, praca własna  – chcę wszędzie zachować czujność, a czasami po prostu brakuje doby. Chcę tatuować do końca moich możliwości fizycznych, staram się więc włączać do regularnego funkcjonowania sport, który przynosi mi dużo przyjemności a jednocześnie zapewnia większą wydajność. Od pewnego czasu zaglądam do pracowni żony, gdzie trochę ćwiczę się w glinie i dobrze się przy tym bawię. 

Czasami zasiadasz w jury podczas konkursów na najlepsze tatuaże, które odbywają się na konwentach. Wolisz oceniać czy być ocenianym?

Kiedy pokazuję moje prace, muszę brać pod uwagę czynnik ludzki – są Klient_Klientka, u których publiczne pokazanie tatuażu, wyjście na scenę itd. wywołuje zbyt duży dyskomfort i ja to absolutnie rozumiem. To jednak jedyna „trudność” przy byciu ocenianym. Oczywiście, że miło jest być wyróżnionym, nie mam jednak problemu z tym, że wyróżniony bywa ktoś inny niż ja. Tatuaż to dziedzina w pełni uznaniowa, obiektywnie, posiadając wiedzę, można ocenić jedynie kwestie techniczne. Mówię o tym z taką pewnością, bo znam to doświadczenie właśnie z drugiej strony, jako juror. To znacznie trudniejsze zadanie. Wartość własnej pracy znam, byłoby niezdrowo, gdyby po tylu latach nie być siebie pewnym. Natomiast zawsze będąc w jury martwię się, czy kogoś nie „skrzywdzę”. Scena tatuażu w Polsce jest na wysokim poziomie, wybór zazwyczaj polega więc nie na wyłonieniu „dobrych” lecz „wyjątkowych” z bardzo dobrych. I tu pojawia się już właśnie kwestia uznaniowości. Dla mnie najciekawszym aspektem bycia w jury jest spotkanie z Kolegami czy Koleżankami, którzy/które często są dużo bardziej doświadczeni/doświadczone ode mnie – jest to więc zaszczyt i kolejna okazja do nauki.