Focus mode

Aleksandra Kozubska

Aleksandra Kozubska

Czy uważasz, że bycie kobietą w branży tatuatorskiej ułatwia pracę czy ją utrudnia?

Kiedy zaczynałam, a było to ponad 9 lat temu, wydawało mi się, że jako kobieta mogę mieć problem z pozyskaniem klientów. Miałam w głowie stereotypowy wygląd tatuatora – wielkiego, wydziaranego po szyję faceta z brodą, nie wiem czemu tak to sobie wyobrażałam. 

Sama jestem kompletnym przeciwieństwem – mała, delikatnej urody i miałam na sobie tylko jeden tatuaż. Nie miało to na szczęście wiele wspólnego z rzeczywistością. Szybko trafiłam do studia i przekonałam się, że wygląd czy płeć niewiele mają wspólnego z wiarygodnością, a pracowałam wtedy głównie z mężczyznami. Ich towarzystwo pozwoliło mi też szybko oswoić się z branżą. Nie czułam się gorsza czy pomijana w jakiejkolwiek kwestii, jestem im za to bardzo wdzięczna. Zdarzało się czasem, że ktoś, przychodząc do mnie nie spodziewał się, że ja to ja, jednak było to miłe zaskoczenie i ulga, że pierwszy tatuaż zrobi im ktoś (z pozoru) wyglądający na delikatnego  Po czasie nadal uważam, że wszyscy jesteśmy tutaj równi, nie zauważyłam, żebym miała jakkolwiek pod górkę, czy to w odniesieniu do klientów, czy to na konwentach itp. Rzeczy, które utrudniają mi prace w tym biznesie są raczej kwestia mojego charakteru, a nie płci

Robisz tatuaże zarówno w szarościach, jak i w kolorach. Czy uważasz, że poziom trudności tatuowania jest uzależniony od obecności bądź braku koloru w tatuażach?

Dla mnie zdecydowanie, ale to też w dużej mierze kwestia stylu pracy, tatuowanego wzoru czy nawet miejsca na ciele. Najcięższe dla mnie są prace w kolorze – anime, postacie z bajek itp. Zawsze staram się odwzorować je dokładnie tak jak wyglądają w „rzeczywistości” i muszę przebrnąć po kolei przez kontur, cienie i kolory. Klient dostaje wycisk, ja dostaje wycisk, ale warto 

Ostatnio zakochałam się w czarnych, graficznych motywach, portretach zwierzaków, kwiatach, mandatach itd., uwielbiam bawić się fakturami, kompozycją i przy okazji jest to mniej męczące dla obu stron (co nie znaczy, że mniej czasochłonne :)). 

Łączenie czerni z kolorami w formie plam rzuconych gdzieniegdzie czy tła jest już dla mnie o wiele łatwiejsze niż prace, o których wspominałam na początku.

Jeśli chodzi o tatuaże ogólnie, nie tylko te, które sama robię, to najcięższy jest dla mnie czarno szary realizm. Jeśli komukolwiek wydaje się, że to tylko takie kopiowanie zdjęcia to sam powinien spróbować – liczba detali, odcieni szarości, światło, kontrasty, faktury… na samą myśl boli mnie głowa. Nigdy nie odważyłam się wytatuować czyjegoś portretu, bo to jak u sapera – jeden błąd i koniec. Robiłam jakiś czas temu twarz kobiety jako matki ziemi i musiałam odciąć się od wszystkiego słuchając spokojnej muzyki na słuchawkach, potrzebowałam dziesięć razy więcej skupienia niż zwykle. Także koledzy i koleżanki realiści – szacun.

W którym momencie w życiu uznałaś, że to świetny moment na otworzenie własnego studia tatuażu? To była bardzo przemyślana czy raczej spontaniczna decyzja?

Tatuowałam już ponad 4 lata w jednym miejscu w Łodzi, z małą przerwą na pobyt w Szkocji i gościnne wyjazdy. Sam pomysł przyszedł dość spontanicznie jednak proces dojrzewania do przejścia na swoje zajął mi dłuższą chwilę, nie lubię rzucać się na głęboką wodę. Nie miałam za bardzo wyjścia, bo nie widziałam dla siebie żadnego miejsca w moim mieście, więc otworzyłam pracownię, która po czasie samoistnie rozrosła się w całkiem duże studio tatuażu i piercingu. Pracujemy w super składzie i to jest dla mnie najważniejsze – atmosfera w pracy, żadnych dramatów i ludzie, przed którymi mogę być sobą.

Gdybyś miała dać 3 rady osobie, która otwiera właśnie studio tatuażu, a których Ty nie dostałaś te kilka lat temu, choć bardzo byś chciała, to jakie by to były rady?

Tutaj nawet nie muszę się mocno zastanawiać, niestety mam za sobą kilka nieprzyjemnych niespodzianek. Po pierwsze, przelicz wszystkie wydatki i pomnóż przez dwa, albo i nawet 3. Posiadanie studia wiąże się zazwyczaj z wynajmem lokalu – znajdź sobie prawnika, który poprowadzi Cię przez cały ten proces. Nie będę zagłębiać się w temat, ale już nigdy samodzielnie nie będę analizować żadnej umowy, choćby nie wiem jak sympatyczny był wynajmujący. Ostatnia rada to na szczęście nie kwestia złych doświadczeń, a mojego myślenia już od samego początku – nie bądź pazerny. Tylko tyle i aż tyle. Nie spodziewałam się, że przez moje studio przewinie się tylu świetnych artystów, którzy pojawiali się tam wyłącznie ze względu na to, że chcieli tam być. Nigdy nikogo nie szukałam i nie namawiam, zawsze było u mnie jakieś wolne miejsce, które widocznie samo przyciągało fajnych ludzi 

Oczywiście, jeśli ktoś ma życzenie robić z tego czysty biznes, to sprawa wygląda inaczej, jednak to zupełnie nie moja droga i już od początku wiedziałam, że sama sobie doskonale poradzę, a reszta to miła niespodzianka.

Po czasie uważasz, że lepiej pracuje się dla siebie czy dla kogoś? Jakie widzisz wady i zalety obydwu opcji?

Nie mam na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi, i tak źle i tak niedobrze. Dla mnie posiadanie swojego studia wiąże się z dużym stresem. Trzeba mieć twardy tyłek, umieć rozmawiać z ludźmi i mieć łeb na karku, bez tego jest ciężko. Różnie to u mnie bywa, ale zdecydowanie wolę pracować sama dla siebie. Z kolei praca u kogoś była o tyle wygodna, że nie musiałam martwić się o całą papierologię związana z prowadzeniem firmy, zatrudnianiem ludzi, comiesięcznymi wydatkami, odpowiedzialnością za błędy innych osób i konsekwencjami jakie mogą się z tym wiązać. Dużym wyzwaniem jak dla mnie jest też bycie szefem, który chce być jednocześnie dobrym przyjacielem – ciężko to wyważyć, ale jeszcze nie zwariowałam. więc jest to do ogarnięcia.

Prywatnie widzę, że jesteś fanką zarówno psów, jak i kotów. Dlatego trudno nazwać Cię albo psiarą, albo kociarą. Myślę jednak, że na pewno można stwierdzić, że kochasz zwierzęta. Czy jest jeszcze jakieś zwierzę, które bardzo chciałabyś mieć w domu? 

Kocham wszystkie, serio, boje się tylko węży, ale nie powiem, żebym sobie takiego nie poprzytulała, bo są w pewien sposób fascynujące. Byłabym ubrana w metalową zbroję, żeby mnie nie ugryzł. Chciałabym wiele, jednak uważam, że niektóre zwierzęta mają swoje miejsce w swoim naturalnym środowisku – fajnie, że ktoś tam ma w domu np. kapucynkę, ale jej miejsce jest na drzewie w dżungli, nie w bloku. Za kotami nigdy nie przepadałam, ale stęskniona za zwierzakiem w domu dałam im szansę i okazało się, że to cudowne stworzenia. Marzy mi się też jakiś piesek staruszek albo mały brzydal ze schroniska, który będzie miał na imię Leszek i będzie ze mną podróżował! ale w tym momencie nie mogę sobie niestety na to pozwolić. 

Co roku organizujemy w studiu zbiórkę karmy dla psów i kotów z różnych fundacji, można przy okazji wygrać całodzienną sesję u mnie, Izy, Jarka i kilka przekuć u naszej piercerki Basi. Konkurs rusza zazwyczaj koło grudnia, więc zachęcam gorąco, bo mamy na celu pomoc potrzebującym, którzy sami o nią nie poproszą, a nie podbicie sobie zasięgów czy dodatkowe lajki w social mediach.

Podróżujesz czasem na konwenty tatuażu. Co najbardziej lubisz w tego typu wydarzeniach?

Lubię konwenty za klimat i za to, że zawsze dostaję motywacyjnego kopa, żeby lepiej robić to co robię.  Nie będę ściemniać, że jeżdżę na nie dla rozrywki, dla mnie to zazwyczaj ogromny stres, nie umiem jechać tam po prostu dla rozrywki, napić się piwa czy spotkać ze znajomymi. Jeśli za coś się zabieram to albo na 1000% albo wcale, dlatego zazwyczaj pracujemy wszyscy od samego początku dnia do jego końca, a po takim weekendzie padamy na twarz. Nagrody są super, zawsze cieszę się jak głupia, kiedy coś wygram, ale im dłużej jestem w tej branży, tym bardziej zastanawiam się, czy nie powinnam trochę wyluzować z tymi moimi ambicjami… Niestety łatwiej powiedzieć niż zrobić.

Niemniej jednak uważam, że konwenty to super sprawa zarówno dla artystów, jak i zwiedzających. Panuje na nich przyjazna i luźna atmosfera, można poznać przesympatycznych ludzi, wyluzować się oglądając występy na scenie czy po prostu usiąść na dworze z czymś dobrym do jedzenia i poczilować. Pełnią też ogromną rolę w promowaniu naszej branży i pomagają nam dotrzeć do potencjalnych klientów, a i nie raz przekonać kogoś do tego, że ci tatuatorzy to są jednak normalni ludzie i nie robią nikomu krzywdy  

Często na takich eventach zasiadasz w jury. Wolisz oceniać czy być oceniania? 

Zdecydowanie wolę oceniać! Mniej przy tym stresu i mam czas na to, żeby sobie pochodzić na spokojnie po konwencie, porozmawiać ze znajomymi itd. Lubię to robić i jest mi zawsze niezmiernie miło, że zostałam w ten sposób doceniona. Już na wiosnę spotkacie mnie na konwencie w Poznaniu, mam nadzieję w niezmienionym składzie z Jarkiem Gorajem, Sergeyem Butenko i Łukaszem Smykiem, także serdecznie zapraszam, oby już nic nam więcej nie krzyżowało planów!