Czy pamiętasz ten moment kiedy urodził się w Twojej głowie pomysł, żeby zacząć tatuować? Jak wyglądały Twoje początki?
Pomysłu na tatuowanie nie było w ogóle, a wręcz nie chciałem tatuować. Ojciec przywiózł jakieś niemieckie gazetki jakoś w 96tym od tatuatora alkoholika. Gazety skończyły w szafie bo dla czternastolatka to trochę za dużo było. Dopiero po dwóch, trzech latach je wyciągnąłem i zacząłem przeglądać, później kopiować. Na szczęście te lata były latami newschoolu wiec chyba mi po tym tak zostało. Prace Atchisona czy Hernandeza były wg mnie body paintingiem i dopiero po latach doszło do mnie że tak można tatuować.
W szkole średniej chłopaki namówili mnie na skręcenie maszyny z ołówka automatycznego, ćwiczenie na świńskiej skórze, a później na ludziach. Na profesjonalną maszynę od Piotra Żurawskiego zbierałem jakoś pół roku, a przy pierwszej pracy pękła sprężyna i musiałem kończyć ‘kolką’. Jakoś w tym samym czasie Jerzy Remer otworzył pierwsze studio w Malborku i mogłem zobaczyć co i jak. Mówimy tu o latach 2000, kiedy ciężko było z dostaniem sprzętu, a igły lutowałem sam.
Później to już z górki. Rok 2001 ślub, normalna robota, biedowanie na wynajmowanym pokoju, emigracja czyli przerwa w tatuowaniu. W 2008 otworzyłem własne studio w Irlandii ,gdzie poziom był naprawdę kiepski, wiec miałem jakieś szanse. Po dwóch latach zamknąłem biznes, troszkę pojeździłem, troszkę potatuowałem, ale generalnie znowu przerwa od pracy i zastanowienie się czy nadal w to brnąć.
W 2012 dostałem prace w Reinkarnated, Dublin, i myślę ze to od wtedy tak naprawdę tatuuje. To były moje najlepsze lata tatuowania i kreatywności. Chciałbym wspomnieć że to studio było moim pierwszym domem i mimo ciężkiego początku, trudno było mi odejść.
W 2017 po raz kolejny otworzyłem własne studio i w trakcie pandemii wróciliśmy do kraju. Dużo się zmieniło, ale chyba na lepsze.