Focus mode

Maciejki Studio „Chciałbym wbić swoje tatuaże na poziom a’la Marina Abramovic.”

Cytując Adama z INK4U “Szum4U to nasze drugie imię”. Tym razem udało nam się narobić szumu na pół Polski. Maciej z Maciejki Studio w Warszawie, przyjechał do Gdańska, specjalnie po to, aby z nami porozmawiać na temat swojego, dość indywidualnie zarządzanego studio. Oraz totalnie niszowej estetyki swoich prac- finelinowych, minimalistycznych motywów japońskich. 

 I może od niewinnej rozmowy się tylko zaczęło, ale…  po kilku słowach okazało się, że jesteśmy na podobnym stopniu odpaleni i postanowiliśmy zrobić spot tatuażowy nad morzem w Gdyni. Ale dosłownie nad morzem! Totalnie spontanicznie, na miejsce rozstawienia leżanki i wykonania całej sesji wybraliśmy 40-metrowy klif Orłowski… ale o tym zaraz!

Dlaczego zdecydowałam się na rozmowę z Maciejem?  Doszły mnie słuchy, że ekipa z Monstera, robi traskę po całej Europie pod nazwą Monster Euro Skate Tour i się tym zajarałam. Gdy dowiedziałam się, że występują na totalne dzikim Szaber Bowl (skate park) w Warszawie, a jednym z głównych gości jest Rune Gilfberg którego moje pokolenie kojarzy z gry Tony Hawk Pro Skater, w którą namiętnie pykaliśmy na pecetach- zaczęłam interesować się tą imprezką.

A co powiecie na to, że na tym mega gigu, jakiś wariat ze swoim studiem, rozłożył leżankę, wziął do ręki maszynkę i przez kilka godzin tatuował przypadkowych ludzi? Mega kot! 

Wiedziałam, że muszę go poznać! Już podczas pierwszej rozmowy telefonicznej, złapaliśmy wspólną częstotliwość i umówiliśmy się na spotkanie w Gdańsku. Jako, że Maciej specjalizuję się w łamaniu wszelkich konwenansów, postanowiliśmy, że zorganizujemy w Trójmieście jakąś plenerową sesję. A czemu nie?

Co do samego tatuowania, styl Macieja jest bardzo esencjonalny. Robi dziarki małe, albo średnie (choć od czasu do czasu wykonuje większą kompozycje, ale należy to do rzadkości).  Tematycznie krąży wokół zagadnień mitologii japońskiej, wiele tematów czerpiąc z japońskiej historii sztuki, czy szeroko pojętej kultury. Ikonografia w jego pracach jest niezwykle istotna. Jednocześnie jego profil na instagramie pełni funkcje edukacyjne. Regularnie zamieszcza posty, oraz relacje, które wyjaśniają egzotyczne japońskie pojęcia: takie jak Hanya, ukiyou, shynga, onkyo, Yobai. Brzmi egzotycznie? Zaglądajcie do niego, tam jest istna kopalnia wiedzy z zakresu kultury japońskiej. Polecam i zachęcam!

Na tatuażach spod ręki Macieja, znajdziemy mitologiczne stwory, tak istotne dla kultury wschodu: smoki, tygrysy, półtygrysy, półjaskółki (które o dziwo nie są wymysłem Macieja, a stworem mitologicznym), postacie Tengu, ośmiornice z nagimi kobietami, Kiriny, gejsze i wiele innych. Naprawdę musicie do niego zajrzeć. Na profilu @maciejki_studio tatuaże przeplatają się z japońskimi rycinami, obrazami i oczywiście relacjami z szalonego życia studio!

Technicznie Maciej pracuje na bardzo cienkich igłach, jego kontury są mega delikatne. W swoich pracach nie używa cieniowania. Podobnie jak w sztuce japońskiej- to cieniowanie nie istnieje. Prace są finezyjne i lekkie, kolory najczęściej wyraziste i kontrastowe.

Ale jak przebiegło samo spotkanie? Oraz co z niego wynikło? Jak trafiliśmy z całym sprzętem na orłowski klif?

Maciej przyjechał do Gdańska pięknego, letniego, niedzielnego wieczoru. Spotkaliśmy się w jednej z moich ulubionych knajp na Starówce, w Józefie K. Przybiliśmy sobie 5! wypiliśmy na schłodzonych schodkach zimną yerbę i umówiliśmy się na drugi dzień na totalny spontan. Już po kilku minutach, byłam mega zafascynowana energią tego człowieka. Wstępnie zaczęliśmy dogadywać warunki dziarania w plenerze. Pozostał wybór miejsca, w którym to zrobimy i znalezienie klientów. I na czym stanęło? Oczywiście, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wziąć jeszcze bliższego udziału w tym wszystkim. Do spodu! Zapytałam więc “Maćku, wydziarasz mnie?”. Gdybym miała się zdecydować, co w życiu kocham bardziej- tatuaże- czy chore akcje? Nie potrafiłabym udzielić jednoznacznej odpowiedzi XD Nie mogłam się oprzeć.

Drugiego dnia, przyjechałam po Macieja pod jego hotel i pojechaliśmy na śniadanie na Starówkę. W międzyczasie, okazało się, że Maciej potrzebuje do dziarania podłokietnika. I ta sprawa została załatwiona idealnie, doskonale, aż miło było popatrzeć. Jego koleżanka Tola @tots_tattoo zadzwoniła na chybił trafił do gdańskiego, względnie nowego studio przy Ogarnej i ogarnęła temat! Boss @player.ink.tattoo @abuk__tatto przywitał nas nieco zdezorientowany, ale z uśmiechem na twarzy. Totalnie wyczuł klimat i mimo, że widział nas pierwszy raz w życiu, udostępnił absolutnie wszystko czego potrzebowaliśmy. Dzięki! Przy okazji- spodziewajcie się w niedługim czasie wywiadu z ludźmi z PLAYER INK. 

Zostawiliśmy autko i poszliśmy na śniadanie, podczas którego nie mogliśmy się nagadać.  A zaczęło się grubo. Ponieważ Maciejowi marzy się antykonwent (sorry Marcin 🙂

Czy planujesz jeszcze jakieś szalone rzeczy na miarę dziarania na skate parkach w trakcie zawodów?

Rozmawiałem z właścicielami hali na Pradze w Warszawie. Klub jest mega popularny, zapytałem więc właściciela czy nie chciałby zrobić, takiego zlotu, konwentu tatuaży dziwnych. Nie realizmy, nie kolejne jakieś takie chu**muju, jakieś lisy geometryczne z lasu, w sensie wiesz, nie gówno. Coś innego, nie musi być nawet ładne, ma być intrygujące, pojebane.

Zajawkowe?

Właśnie. Mini undergroundowy konwent, zlot, spotkanie. Ma być mocno, brudno, melanżowo. Tak żeby ludzie, którzy się boją, nie wychodzą z domu sprzed telewizora, nawet tam nie wchodzili. 

Czyli jama zła? Właściciel się zgodził?

Tak, jest zainteresowany. Do dzisiaj robię tam dziarki na imprezkach techno. A totalnie na spontanie, przyjechałem, zacząłem się dobijać, jakiś przypadkowy chłop mnie wpuścił. Mówię do niego: słuchaj, tu mam sprzęt, będę dziarał, dzielimy się pół na pół. I tak się zaczęła moja przygoda z tym miejscem. No i wyszło, był zadowolony, żadnych problemów

Czyli co? Przypadkiem trafiłeś na menagera? Właściciela? 

Tak. ale to jest norma. Ja wchodzę w jakieś miejsce, spotykam ludzi i to wypala

Iskra zapłon?

Tak, słuchaj w ogóle skąd ja biorę klientów. Siedzę sobie w restauracji, podchodzi kelnerka, od razu mówię: ej nie znamy się, ale się zaraz poznamy. Masz fajne tatuaże. Kto Ci je robił? Weź sobie zobacz moje projekty czy Ci pasują. Zapraszam Cię do swojego studio na tatuaż. 

Fajnie, ale takie zachowanie determinują pewne cechy Twojego charakteru, bo jesteś ekstrawertyczny i masz bardzo silną osobowość, więc u Ciebie to gdzieś się sprawdza. I to jest bardzo fajna, indywidualna droga. Mi to się bardzo podoba ale wiem, że banda ludzi od tatuaży to są zaje*** introwertycy i oni są bardzo hermetycznie pozamykani w swoich światach, więc tego rodzaju rozwiązanie u nich by nie przeszło. Są tacy tatuatorzy, którzy nawet przed sesją się z klientem nie kontaktują. Rezerwujesz sesje przez apkę czy formularz i to wszystko.

To jest straszne. Gdy do mnie ktoś przychodzi do studio, jest podejmowany jak gość. Opowiadam rzeczy, oprowadzam po studio. pokazuje, mówię: a tu maszynkę mam taką, a tusze mam takiej firmy. Zapraszam klientów na obiad. Nie podoba mi się, gdy widzę jak w innych studiach wchodzisz jak do kliniki, albo tatuażysta podczas sesji ma założone słuchawki i jest z nim zero kontaktu. Jedyna rzecz do której klient u mnie nie ma dostępu to playlista.

Zaskakujące. A jaka muzyczka do dziarania?

Albo twarde techno, takie aż odmóżdżające, albo patologiczny, taki najgorszy polski rap. Ale musi być ciężko patologiczny. Wszyscy bawią się przy tym świetnie. Częstuję cukierkami, czasami potrafię gadać z klientem dwie godziny przed sesją, albo grać z nim w szachy. Dopiero potem ustalamy wzory. Najczęściej są otwarci na moje pomysły. Mam fajną sytuację ze swojego guest spotu: przyszła dziewczyna na swoją pierwszą dziarę, chciała jakieś małe gówienko za 400zł. Jednak po rozmowie, uznałem że jej ta dziara w ogóle nie pasuje. Powiedziałem jej to. Zaproponowałem jej: na pierwszą dziarę zrobię Ci gejszę na całe plecy. Ta patrzy na mnie jak na poje***.  Zaproponowałem jej tę samą ceną

A jej wyraz twarzy wtedy? Fascynacja pomieszana z przerażeniem?

Tak, była przerażona, poprosiła o chwilę do namysłu. I jednak się zdecydowała. Mam z nią kontakt od roku, jest zachwycona tym tatuażem. Nie zrobiła żadnego więcej. Zazwyczaj nie dziaram wzorów klientów, odsyłam ich do uczniów jeśli nie pasuje mi projekt.

A ludzie z którymi pracujesz?

Wpuszczam do studia tylko ludzi, którzy zaczynają przygodę z tatuażem. Musi być to osoba totalnie początkująca. Czysta kartka. Wyszukuje razem z nimi ich stylu, sprawdzamy w czym by się odnaleźli. Siedzę, szukam rozwiązań, jaką mogą mieć grupę klientów, jaki styl reprezentować. Tworzę ich jako tatuażystów.

Nie obawiasz się, że Twoi uczniowie będą powielali Twój charakterystyczny styl, stając się dla Ciebie konkurencją?

Nie… masz dwa podejścia do tego. Możesz być mistrzem i wtedy nie chcesz żeby ktoś inny był mistrzem, ale możesz też mieć podejście trenera. Dla mnie jeśli mój uczeń, ma lepsze  sukcesy ode mnie to znaczy, że jestem najlepszym nauczycielem tatuażu na świecie. Chociaż czasami koryguje ich projekty, gdy wyglądają dosłownie jak moje. Zachęcam do popchnięcia stylu w inną stronę techniczną, artystyczną etc. Chciałbym kiedyś zrobić, tak jak działało to w Japonii. Pewnego rodzaju scheda. Okazuje się, że jak popatrzymy na drzeworyty japońskie- 10 malarzy miało nazwisko Utagawa, bo byli z jednego studio. I gdy mistrz odchodził, najlepszy uczeń przejmował jego studio razem z nazwiskiem i kontynuował jego myśl.

A jeśli mówisz o rozwiązaniach stricte technicznych, jak scharakteryzowałbyś swój styl? Jakie to są rozwiązania?

Przede wszystkim duży nacisk na linie. Ma być ładna, równiutka. Mocno dobita, głęboko wbijam igły, typowo oldskulowe podejście. Pracuje teraz na 9RL i 3RL i na RSach oczywiście. Co do koloru, kładę go w specyficzny sposób- nie wbijam go na blachę. Lubię podkreślać kolorem linię. bo to daje iluzję cienia, iluzję koloru, którego nie ma. Robię japoński minimalizm i gdy patrzyłem na japońskie tatuaże, irezumi- to są różne. Ale w japońskich drzeworytach nie ma cienia. Nie uświadczysz tam cieniowania. Więc ja tego też nie robię.

Czyli co? Bardziej japońskie drzeworyty, japońskie malarstwo, ceramika i wszystko to, a mniej Urezumi? Ale w sumie to nawet nie jest ważne, bo patrząc na Twoje prace to poza oczywistą tematyką, stricte symbolizmem nie mają one nic wspólnego z Irezumi, nawet kolorystyka jest inna.

Tak, ja używam wypłowiałych kolorów. Takich właśnie jak na drzeworytach. Teraz jak się zastanowię- to ja mam w domu ich naprawdę wiele i mega mnie one inspirują przy tworzeniu projektów. Najbardziej przez to lubię farby Dynamica. Pięknie się goją i lekko bledną w gojeniu. Kolejna rzecz- zostawiam puste elementy. W oldskulu nie pasuje mi jego ciężar, wygląda jak naklejka. W japońskiej architekturze jest taki trend, że to nie architektura ma królować nad krajobrazem, ale przestrzeń. Domek ma być wpisany, korespondować z otoczeniem, wszystko jest harmonijne. Zostawiam dlatego miejsce.

Co jeszcze z Japonii Cię interesuje?

Nawet nie wiem, ja nigdy nie lubiłem Japonii. Zawsze wkurzały mnie porównania, bo wiele lat trenowałem szermierkę i niemal co krok słyszałem: co tam szermierka! Samuraj z kataną to jest kot! No i wtedy chciałem poznać wroga, zacząłem czytać o samurajach. Tak mnie to wkurwia***.

To teraz musisz coś powiedzieć o szermierce! Skąd się wywodzi? Czym się walczy? Mieczem- chyba nie? …szablą?

Europejska szermierka jest naprawdę na wysokim poziomie. Wywodzi się z Włoch. W sportowej szermierce walczysz floretem, szablą i szpadą. Jako ciekawostkę mogę Ci powiedzieć że są mega obostrzenia sportowe jeśli chodzi o pojedynki na florety i szpady. Wynika to stąd, że podczas wojen napoleońskich, oficerowie zbyt często się pojedynkowali i były za duże straty w ludziach. Zrobili wtedy broń ćwiczebną- floret, elastyczna szpada. Gdy leci broń na Ciebie, to nie dziugasz przeciwnika w tym samym momencie, bo wtedy obaj jesteście martwi, tylko najpierw się bronisz, a potem odpowiadasz. Z tego wziął się floret i zasady floretu. Masz pierwszeństwo jednych akcji przed innymi. Z tego zrobił się sport. Wspaniała ewolucja. W czasach wojny, broń ciągle ewoluuje.

Wracając to tematu- wszyscy tatuażyści mnie zawsze wkurwiali. Dziarać uczyłem się sam. W gruncie rzeczy jest jedna osoba której zawsze będę wdzięczny za pomoc- dziewczyna z Poznania, Olga Handpoke. Pisałem do niej na instagramie gdy początkowałem. W rzeczach odnośnie higieny i bezpieczeństwa pracy, nie ma miejsca na improwizacje. Rozmawiałem z nią z 10h na instagramie i zdążyła mi wszystko wytłumaczyć.

A o ile Cię już poznałam, to nawet nie znałeś tej dziewczyny?

Nie. Stwierdziłem: tak o. Spodobały mi się jej projektu i uderzyłem. Samego tatuowania nikt mnie nie uczył i ja na pewno robię błędy jakieś. 

Jak się nie dopatrzyłam w Twoich pracach błędów technicznych, przynajmniej na zdjęciach. Chociaż wiadomo, aby ocenić skille, trzeba zobaczyć pracę na żywo. Jakie masz wątpliwości co do którego elementu?

Nie ma pojęcia. Być może w jakimś zakolu źle prowadzę maszynkę…?

Jasne jest, że gdybyś wiedział, dopracowałbyś te elementy. Czy to nie jest argument ku temu by zacząć funkcjonować w branży? Pojawiać się na konwentach? W kontekście rozwoju, zewnętrzna presja go warunkuje. 

Ja mam taką zewnętrzną presję, że chce być najlepszy. Więc ja i tak będę. Tylko chce do tego dojść sam, nie chce tego nikomu zawdzięczać. Moje błędy to ja, część mojego stylu.

Oczywiście jako fanka turpizmu rozumiem. W brzydocie też jest piękno i prawda.

W Japonii jest filozofia taka, że piękno rzeczy robionych ręcznie tkwi w małych niedoskonałościach. Osobiście uważam, że moje linie są dobre. Od początku założyłem własne studio, własną przestrzeń. Próbowałem być  w studio takim ogólnodostępnym i ten przemiał ludzi, masowość, anonimowość mi nie odpowiada. Trafiłem w jakieś bezduszne miejsce. Przychodzi ktoś z ulicy i mówi: siema ja chcę to. Odejmuje to głębi, jest to nie do pomyślenia. Tatuaż przestaje być sztuką.

Zaczyna być to już nie nawet rzemieślnictwo które musi być dobre, ile zwykłe wyrobnictwo.

Uważam też, że tatuaże obecnie nie są tam gdzie być powinny. Uważam że tatuator może być stawiany na równi z uznanym malarzem. A przez takie zachowania, że wchodzi człowiek z partyzanta do studia i czegoś tam chce, jak baton z półki- to ujmuje tatuażom.

Oczywiście się zgadzam z Tobą i Twoją teorią, ale zapominasz o tym, że nie wszyscy są utalentowani pod kątem plastycznym, manualnym. Nie wszyscy mają skille. Jedyne co ich ratuje, to ciężka, regularna, bardzo rozwojowa praca. I znam tatuatorów którzy nie mają w sobie pierwiastka talentu, genetycznie nie mających predyspozycji artystycznych, którzy robią naprawdę dobrą robotę. Bo są uparci, konsekwentni i pracowici.

Nie. Ja się nie zgodzę. Wszystkiego da się nauczyć. Nie musisz mieć talentu. Teorie sportowa mówi o tym, że talent to to jak szybko robisz postęp. Jako trener szermierki powiem Ci, że jeśli masz dwóch zawodników i jeden ma talent a drugi nie, to oni i tak osiągną ten sam poziom, tylko w różnym czasie. Ten który jest mniej utalentowany, musi włożyć wiecej pracy i wysiłku, bardziej doceni sukces, będzie lepszy. Nie uważam się za mega utalentowaną osobę jeśli chodzi o rysunki i tatuaże, jak zacząłem dziarać, przestałem robić cokolwiek innego. Siedziałem po 10h dziennie z maszynką, błagałem ludzi o kawałek skóry, tatuowałem na sobie. Nie ma czegoś takiego że się nie da. Zależy jaką masz strefę komfortu i gdzie osiądziesz. Kogoś satsfakcjinuje robienie gówna z pinteresta to on nie patrzy, że może zrobić więcej. Tatuatorzy mogli by być lepiej postrzegani, a nie dołączać do motłochu. Chciałbym aby moje prace to była sztuka.

Jesteś na dobrej drodze do tego.

Staram się. Jako ciekawostkę, muszę Ci powiedzieć, że ja i studio wystąpiliśmy w teledysku Organka do kawałka Samoloty. Jakieś totalne rzeczy dzieją się wokół mnie. Wchodzi typ do studio i mówi: ty zaraz będziesz na klipie, zaraz tu będzie Organek. To był klient którego wydziarałem i rzeczywiście nagrali fragmenty klipu u mnie.

Tak samo przyszedł do mnie znany raper, napisał wcześniej. Chciał żabę na szyi. Generalnie spóźnił się ze 3h. Ja ciągle nie wiedziałem kto to jest, dzwoniąc zjeb*** go za spóźnienie. Czekając na jego przyjazd, zajrzałem na jego ig, miał wtedy 600tys obserwujących. Kto to jest ten Żabson? Głupi nick! Zrobiliśmy mu tę żabę. Zadzwoniłem do kolegi, pytając kto to jest, zdziwiła mnie jego ekscytacja. Po dziarce, zaprosiłem go do siebie, walczyliśmy na miecze. Nie wyhajpowałem się na tej znajomości i tatuażu, wrzucając zdjęcie dziarki, nie pokazałem jego twarzt nie oznaczałem. Nie chciałem być zaszufladowany jako “gość który dziarał Żabsona”

Nie żałujesz teraz tego? Nie zrobiłbyś tego inaczej? Dało by  to nieźle followersów.

Nie chce być sławny z tego, że się kumam z celebrytami, tylko z tego, że robię dobre dziary. 

Nie lubimy pozerów?

Nie lubimy. A mogę Ci powiedzieć, że jeśli chodzi o autentyzm, to często wysyłam pracę do takiego japońskiego malarza i on mi je komentuje i ocenia. Gdy zrobiłem tygrysmoka, powiedział mi, że koniecznie trzeba dodać do tego burzę. Bo smok to deszcz, a tygrys to wiatr, więc przy tygrysosmoku trzeba zrobić burzę. Japońskie dziary mają meg sztywne zasady. Jeśli na przykład użyjesz słodkowodnego stworzenia i słonowodnego na jednym  projekcie to jest już pogwałcenie kanonu. Często słyszę, że mam oryginalną stylistykę.

Osoba która ma takie oczywiste poczucie estetyki, lubi, nie umniejszając oczywiście, różowe barwy, ładne kształtne rzeczy, nie zobaczy w tym piękna. Zobaczy w tym coś strasznego coś brzydkiego…

Ja właśnie dlatego też lubię koreańską estetykę. Te zwierzęta wyglądają jak delikatnie chore, zdeformowane. Po tym poznaje się koreańską sztukę. Dziwne, zniekształcone pyski. Co do pochodzenia to często trafiam na tatuatorów laików, robią Japonię i na przykład mówią: o japoński smok. A ja przecież widzę, że to chiński. W ogóle to jest bardzo łatwo poznać, bo chiński smok zawsze będzie miał 4-5 paluszków, japoński 3. Koreański 4 albo 5 ale będzie miał charakterystyczną kreskę na ryju.

Ale w ogóle opowiedz mi coś o sobie.

To ja wyłączę dyktafon.

 

Miejsce, które wybraliśmy na dziaranie, to kultowej miejsce w Trójmieście. Opuszczone senatorium, przy molo na Orłowie. Wielopiętrowe ruiny ze spektakularnym widokiem na całą zatokę, mieniący się w letnim słońcu Bałtyk, a za plecami klimatyczne ściany, latami ozdabiane przez graficiarzy. Niestety! Okazało się, że obiekt który przez lata był miejscem spotkań, imprez, nawet sesji fotograficznych jest teraz potrójnie zabezpieczony. Ogrodzenie nie do przebycia, monitoring, ochrona. Nie namyślając się długo, postanowiliśmy wejść na zjawiskowy klif i rozłożyć się między drzewami na skarpie. Wybraliśmy miejsce obok ścieżki aby nie przeszkadzać spacerowiczom, przechodniom, turystom, włączyliśmy płytę Snoopa (Blue Carpet Treatment) i zaczęliśmy się rozwijać.

Co do projektu? Totalny spontan. Miejsce? A co za różnica? Chodzi o przeżywanie czegoś ważnego, to historia, spotkanie, nowi ludzie są tu sednem. Przeżycia, emocje, obserwacje. Tatuaż jest jedynie pretekstem do robienia takich rzeczy. Jednocześnie pozostaje płaszczyzną na której się spotykamy i żyjemy. Dlatego decyzję o tym, co mi wytatuuje i w jakim miejscu na ciele oddałam w 666% Maciejowi.

Gdy leżanka była już przygotowana, wyjął mazaki i zaczął lecieć z freehandem. W międzyczasie wiele osób przechodziło zszokowanych. Co istotne- Maciej podejmował z nimi interakcje, zapraszając ich do przyjrzenia się pracy. 

Tatuaż wyszedł na ulice, do ludzi? No tym razem tatuaż wyszedł do lasu do ludzi XD

Ktoś robił zdjęcia oczywiście, ktoś popukał się w czoło a jedna dziewczyna popłakała się- chyba szok. Przy wstępnym rysowaniu okazało się, że nie mamy ręczników. Dziewczyny które spontanicznie do nas dołączyły zaproponowały, że skoczą do sklepu i tak też zrobiły. Okazało się, że zostały z nami na dłużej. Na dobę XD odwołały swój powrót do domu (do Warszawy), tak bardzo trafił ich klimacik. Cieszyły się widząc pierwszy raz tatuatora przy pracy . Wypytywały o tysiące rzeczy 

One również zdecydowały się na tatuaże od Macieja. Co jest wyjątkowe ponieważ były to ich pierwsze dziary w ogóle! Zostały wykonane tego samego dnia, ale w zupełnie innych okolicznościach. Maciej skręcił wspaniałą ekipę, której zdjęcia widzicie. Dziarali się na plaży w Brzeźnie od wschodu do zachodu Słońca.

A co się działo na plaży w nocy? To już zupełnie inna historia. Noc była wyjątkowo ciepła, morze szumiało, księżyc błyszczał, ludzie dołączali. Wspaniały dzień, równie cudowna noc.

A samego Macieja niech podsumuje jego wypowiedź

„Wszyscy o mnie słyszeli, ja o nikim. Uznałem, że nie muszę już dbać o swój wizerunek, o pozycje w kontekście branży. Mogę teraz robić różne śmieszne rzeczy, igrać branży na nosie. Prowokować, wyłamywać się z kanonu. Jeśli ktoś będzie chciał dołączyć- to się odezwie. Dla mnie największym wzorem jest Marina Abramovic. Chciałbym wbić swoje tatuaże na poziom a’la Marina. Performance, prowokacja, psychologia, metafizyka i w ogóle po*ebane rzeczy.”

Dla niektórych może wydawać się to megalomanią, dla mnie jest to głęboki poziom świadomości artystycznej. Maciej nie rzuca słów na wiatr, to nie jest bajkopisarz i przede wszystkim robi zajebiste dziarki.. Bardzo dziękuję Ci Maćku za możliwość spędzenia z Tobą tego czasu, oraz za całą rozmowę. To była prawdziwa, ekscytująca przyjemność! 

Więcej newsów