Focus mode

Agnieszka Kulińska

Agnieszka Kulińska

Czasami podróżujesz na konwenty tatuażu z całą rodziną. Czy to pomaga w skupieniu się na pracy, czy przeszkadza?

Wyjazdy na konwenty z całą rodziną to naprawdę świetna zabawa! Chyba każdy chciałby usłyszeć takie cukierkowe odpowiedzi, zwłaszcza niezakończone żadnym „ale…” 😉 

Z mojego doświadczenia każdy wyjazd rodzinny, z dziećmi poniżej pewnej granicy wiekowej, jest ciężką pracą. Pierwszy konwent z chłopakami zaliczyliśmy w 2015 roku. Synowie mieli wtedy – ło matko! teraz to sobie uświadomiłam 😉 – 5 i 7 lat… a wydawali się wtedy tacy duzi… W naszym przypadku podczas konwencji ja tatuuję, a na Wojtka spada odpowiedzialność związana z opieką nad chłopakami, organizacja ich czasu etc. Ten podział ról bardzo pomaga w skupieniu się na pracy – nie jest jednak tak, że wyjazd z dziećmi dodaje koncentracji. 

Konwenty w Polsce często są/były – przygotowane na odwiedziny rodzin z dziećmi – konwent w Poznaniu miał rewelacyjną salę zabaw, Tattoofest – animatorki. Na zagranicznych imprezach tego aspektu brakowało – dlatego z chłopakami wybraliśmy się wspólnie tylko na dwa wydarzenia: konwencja w Wenecji i festiwal tatuażu i kultury etnicznej na Majorce. Wenecja – bo wiedzieliśmy, że miasto na wodzie jest samo w sobie dużą atrakcją i będzie fajnym wspomnieniem. Z kolei na Majorkę leciała masa naszych przyjaciół z całego świata i nie mogliśmy takiego wydarzenia opuścić. Ostatnim naszym wspólnym konwentem była Łódź i bardzo dobrze ten wyjazd wspominamy. Chłopcy byli już na tyle duzi i samodzielni, że taki wyjazd stał się większą frajdą, a mniejszym obciążeniem; nie trzeba było prowadzić za rękę i pilnować na każdym kroku – wiedzieli gdzie jest nasz boks, a w razie awarii mieli szukać Ewy Sroki albo Maksa Pniewskiego. 

Trochę żałuję, że od wybuchu pandemii nie jeździmy… może w przyszłym roku… Co mogę powiedzieć na pewno: wyjazdy – zwłaszcza te zagraniczne – otworzyły moje dzieci na języki obce, na kontakty z ludźmi – i to jest jedną z tych rzeczy, które wiem, że zrobiliśmy dobrze i jestem z nich dumna. 

Specjalizujesz się w tatuażu polinezyjskim i ornamentalnym. Czy tatuaż polinezyjski zawsze niesie za sobą jakąś historię, czy obecnie bardziej traktuje się tego typu tatuaż tylko jako fajny, estetyczny wzór?

Wykonywanie i posiadanie tatuażu polinezyjskiego zawsze powinno iść w parze z poszanowaniem tradycji związanej z kulturą danego regionu. Wykonanie takiego wzoru powinno być podparte przynajmniej minimalną ilością wiedzy na temat symboliki jaka się na sobie nosi. Jednak muszę dodać, że nie każdy tatuaż niesie ze sobą głębokie znaczenie i oczywiście zdarzają się klienci, którzy nie przykładają wagi do symboliki tylko do estetyki. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet w takich sytuacjach, tatuator powinien wykazać się minimum wiedzy i dobierać takie symbole, które będą pasować do danej sytuacji (a takich „ogólnych” symboli jest całkiem sporo) – zamiast używać każdego z przyniesionych przez klienta. Te symbole mają moc.

Co Cię najbardziej inspiruje w życiu prywatnym i zawodowym?

Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, bo według mnie zarówno moje inspiracje, jak i prace ciągle ewoluują. Cały styl tatuażu polinezyjskiego jest oparty na inspiracji tradycyjnym tatuażem – jednak obecnie wyglądające wzory mocno odbiegają od tych, z których pierwotnie się wywodzą.

Jak ważne są dla Ciebie nagrody, które zdobywasz na konwentach tatuażu? Masz ich naprawdę dużo!

Uważam że nagrody to… pożywka dla ego tatuatora 😉 i ogromna presja. Ogólnie fajnie jest je mieć, ale tak naprawdę nic one nie zmieniają, nie czynią z wygranych kogoś specjalnego. Nagroda jest subiektywną oceną danego tatuażu, wydaną przez kilka osób – czasem takich co znają się bardziej, czasem mniej. To nie nagrody czynią z nas dobrych tatuatorów, tylko codzienna praca. Znam wielu artystów, którzy nie mają wystawki nagród na ścianie, a kunszt ich pracy jest rewelacyjny, i jak dla mnie, są na podium. Pamiętam taki okres, kiedy co konwent to wracałam z nagrodami, i czułam wewnętrzną presję – że wszyscy oczekują (głównie ja), że tym razem też z „czymś” wrócę. To mocno obciąża i szczerze cieszy mnie obecna przerwa… Oczywiście, z przyjemnością wspominam wszystkie konwencje i zdobyte nagrody – jedne są dla mnie powodem do dumy (ze względu na poziom konwencji i konkurencji w danej kategorii), inne zacierają się w pamięci… ale tak naprawdę jakie znaczenie ma dziś to, że ktoś coś wygrał ileś czasu temu? Małe… 

Co jest dla Ciebie najlepszą pochwałą za wykonaną pracę?

Tutaj odpowiedź jest prosta: zadowolony klient, który to okazuje, wraca i poleca mnie dalej.

Co najbardziej lubisz w podróżach i gdzie najczęściej się wybierasz?

Wakacyjnie naszym ulubionym kierunkiem jest Hiszpania i w ostatnich latach festiwale muzyczne, do których mamy nadzieję wrócić w przyszłym roku. Jjeśli chodzi o te podróże związane z tatuowaniem to bardzo ważny był (i nadal jest) rozwój – gdyby nie moje gościnne wyjazdy do Niemiec, do Iris, która tatuażem polinezyjskim zajmuje się już 20 lat, nie byłabym tym, kim jestem teraz. Poza tym przez pewien okres, kiedy dzieci były małe – był to czas odpoczynku – powrotu do życia (przez ponad 8 lat Wojtek pracował za granicą, a ja sama siedziałam z dziećmi). W moim życiu przed powiększeniem rodziny nie sposób było mnie utrzymać w jednym miejscu, uwielbiałam spontaniczne akcje, podróże, bardzo szybko wnikałam w nowe środowiska i dobrze się czułam w takich sytuacjach. Później przyszło życie przez duże Ż 😉 Od tego momentu, te wyjazdy były długo wyczekiwanym powolnym powrotem do normalności. Teraz moi synowie to nastolatki, a wyjazdy mają dla nas już całkiem inne znaczenie – jest to proces, który się zmienia. Całkiem inaczej nasze życie wyglądało, gdy chłopcy mieli 6 lat, a inaczej jak mają 13. Obecnie ciężko powiedzieć czym będą dla nas kolejne wyjazdy, bo od wybuchu pandemii zwyczajnie ich nie było – wyjeżdżam sama – gdy Niemcy znoszą lockdown-y 😉 No i trochę nam się priorytety w ostatnim czasie zmieniły – podróże spadły na dalsze miejsce na liście rzeczy do zrobienia.

Widziałam, że studiowałaś zootechnikę w Krakowie. Jak z zootechnika stałaś się tatuatorką?

Moi rodzice mówili mi, że rysowaniem na życie nie zarobię – takimi słowami odwodzili mnie od wyboru ASP, więc wybrałam hodowlę koni i psów na AR 😉 Pewnie nie o taką decyzję im chodziło, ale nie żałuję, bo jestem w tym miejscu w moim życiu – dzięki tym decyzjom – i nic bym nie zmieniła. W skrócie: dzięki zootechnice znalazłam Toporzysko, gdzie pracowałam i poznałam Wojtka, a kilka (chyba już -naście lat później) Wojtek chciał tatuaż polinezyjski – i tak to poszło dalej. 

Wiem też, że jesteś częstą bywalczynią na polskich i zagranicznych konwentach tatuażu. Czemu decydujesz się na wystawianie się na takich eventach? Wnoszą one do Twojego życia zawodowego i prywatnego coś szczególnego?

Od początku pandemii nie byłam na żadnej konwencji. Wcześniej – tak, był taki rok, że odwiedziłam ich 12, głównie zagranicznych. Wiele aspektów wpływało na mój wybór – od rozwoju i poznawania cudownych ludzi po pokazanie swojej pracy (i wygranej – zwłaszcza na tych konwentach gdzie w ramach nagrody dawane były prace od Simone El Rany 😉). Do tego odpoczynek, wyjazd z mężem i czas dla nas, pierwszy raz od pojawienia się chłopaków.

Jaki jest powód zmiany i rezygnacji z wyjazdów, konwenty już się odbywają?

Po pierwszym lockdownie podjęliśmy z Wojtkiem decyzję, że podróże odkładamy na bok (i tak jakiekolwiek podróżowanie w tamtym czasie wyglądało słabo), a zaczniemy naszą przygodę z budową… Kilka lat temu kupiliśmy dużą działkę pod lasem, na której w planie mieliśmy budowę 3 budynków: domu pod lasem, osobnego budynku studia i oddzielnej 12-arowej części z małym domkiem pod wynajem – dla klientów, gości etc. Przed pandemią plany budowy odsunęliśmy na później, bo czuliśmy, że podróże są dla nas ważniejsze. Pandemia zmieniła naszą perspektywę, narzuciła konieczność wprowadzenia pewnych zmian i my te zmiany wykorzystaliśmy. Ostatni rok upłynął pod znakiem budowy małego domku – teraz go wykańczamy i ruszyliśmy z budową studia. 

Ostatnie dwa lata są dla nas bardzo intensywnym czasem — apel branży tatuatorskiej, zdalne nauczanie, lockdowny, praca, budowa etc.… konwencje i wyjazdy odsunęliśmy na tę chwilę na bok, ale mamy nadzieję, że po przeprowadzce ruszymy z kopyta i nadrobimy konwencyjne zaległości 😉