Focus mode

Jaromir Mucowski

Jaromir Mucowski

Czy uważasz, że każdy tatuator powinien potrafić malować i robić to w wolnym czasie czy w dzisiejszych czasach by stać się uznanym artystą w świecie tatuażu ta umiejętność wcale nie jest potrzebna?

Zdecydowanie nie musi. Rysunek to przydatna umiejętność, ale wypierana już technologia. Tatuujemy i za to jesteśmy „oceniani”. Niewielu klientów zastanawia się jak powstał pomysł/projekt jego tatuażu, bo ten stał się masowym produktem. Ludzie płacą i wymagają (czasami) dobrej pracy. Nikt nie mierzy nas miarą malarzy 😉

Tatuowanie innych jest niewątpliwie formą sztuki. Czy jest jeszcze jakaś inna forma sztuki, którą wykonujesz?

Tatuowanie w moim przypadku dalekie jest od sztuki, a ja sam bardzo ostrożnie używam tego słowa. Bycie „artystami” zostawiam innym. Ale wracając do pytania – rysuję, zdarza mi się malować, ostatnio zdarza mi się pracować w glinie. Masę czasu spędzam w warsztacie z żywicami i drewnem.

Choć domyślam się, że na co dzień wykonujesz nie tylko duże, lecz także małe tatuaże to ja kojarzę Cię głównie z dużymi i imponującymi pracami, często na całe plecy i pośladki. Czy gdybyś mógł robić tylko takie duże prace, to zrezygnowałbyś z tych mniejszych?

Tych mniejszych naprawdę wykonuję dosłownie kilka w skali roku – bo jak powtarzam do znudzenia – już w nie nie trafiam (igłami). Nie mam do małych prac ani precyzji, ani cierpliwości. Gdybym mógł to większość czasu przeznaczyłbym na swój warsztat i żywice 😉

Odebrałeś już wiele nagród na konwentach tatuażu w całej Polsce. Co czujesz w momencie wręczenia Ci kolejnej nagrody?

„Co ja tu robię?”. Najczęściej czuje się nieswojo i staram się szybko wrócić na swoje stanowisko. Znam swoje miejsce w szeregu, jest mi miło, że gdzieś się w tym wszystkim jeszcze odnajduje. Mam świadomość, że moja praca mogła być lepsza tylko tego dnia, bo poza budynkiem konwencji są tysiące znacznie lepszych ode mnie. W tym zawodzie nigdy nie jest się „naj”. Ludzie rozwijają się w niesamowitym tempie i tylko mały procent pokazuje się na konwentach.

Uważasz, że media społecznościowe pomagają czy utrudniają wybór dobrego tatuatora potencjalnym klientom?

Tak. Bez nich byliby „skazani” na lokalnych piratów. Internet daje możliwość lepszego „przeglądu” tzw sceny. Sam nie byłbym fanem kilku osób spoza Europy, gdyby nie internet właśnie. 

Przed podjęciem decyzji, że będziesz pracował jako tatuator, na jakim innym stanowisku pracy się widziałeś?

Miałem być nauczycielem wf 😉 Nie widziałem się na żadnym, szczerze mówiąc. Jestem typowym „jeźdźcem bez głowy”. Rzadko mam cokolwiek poukładane w swoim życiu, kto mnie zna, ten dokładnie wie o czym pisze 😉

 

Jak zaczęła się Twoja przygoda z tatuatowaniem? Co zrobiłeś w pierwszej kolejności, żeby nauczyć się tego fachu?

Malowałem wtedy sporo graffiti. To była studnia bez dna. Dla młodego człowieka, który jeszcze nie pracuje, to niestety słabe hobby. Koledzy namówili mnie więc żebym spróbował rysować po ludziach 😉 Klasycznie dla tamtych czasów – poszedłem do sklepu mięsnego po kawal świńskiej skóry, a po pierwszej próbie z własnoręcznie robiona maszynka – zacząłem „dekorować ” sąsiedztwo. Wszystkich miłośników muzyki, których skrzywdziłem struną od gitary (tego używało się zamiast igieł) – serdecznie pozdrawiam i przepraszam. Później spotkałem Zappe i to on nadał mi właściwego rozpędu, dał profesjonalny sprzęt, znalazł pierwsze solidne studio gdzie uczyłem się właściwie wszystkiego od nowa. Dalej było już „z górki”. 

Czy uważasz, że w dzisiejszych czasach zdecydowanie łatwiej zostać tatuatorem niż wtedy kiedy Ty zaczynałeś?

Tu nie ma chyba dyskusji. Dawniej igły na sztuki (!) ściągaliśmy z Francji. Trzeba było samemu je lutować. Godzin spędzonych nad pierwszymi maszynami były setki. Dzisiaj wszystko jest w zasięgu ręki, niczego nie musimy sami lutować, spawać, kombinować kanałami przerzutowymi zza granicy. Dzięki internetowi mamy przekrój styli i tatuatorów z całego świata. Ogranicza nas głównie brak własnego zapału i kreatywności. Za to konkurencja jest znacznie większa, ale to już inna para kaloszy.