Focus mode

Paweł Bilewski o historii Sky Tattoo „Na szczęście dla studia jestem pracoholikiem i pedantem”.

Siemanko Paweł! Cieszę się, że będziemy mieli okazję do przeprowadzenia tej rozmowy! Przede wszystkim sama będę miała możliwość poznać historię zarówno Twojego studio- Sky Tattoo Radom, jak i mam nadzieję, namówić Cię na kilka anegdot.

Siemanko! Trochę tych historii i wspomnień się nazbierało. Postaram się nikogo nie obrazić i nie ośmieszyć … za bardzo (śmiech).

Co  było pierwsze? Założenie studio, jako pomysł na biznes, w kontekście zarobków? Konferansjerka? Menadżerowanie?

Pierwsze było Guns’n’Roses i ich teledyski z „Use Your Illusion 2” z 1991 roku, które uwielbiałem oglądać na MTV i wypatrywać na nich tatuaży u Axla i Slasha. Wtedy miałem 10 lat i jako jedyne dziecko w klasie miałem dzienniczek obłożony w plakat z Axlem a nie w tradycyjną plastikową okładkę. Nikt z moich rówieśników nie kumał wtedy fascynacji tatuażem więc już to dawało mi poczucie bycia kimś kto widzi troszkę więcej niż inni.
Następny etap to standardowo (dla nastolatków lat 90-tych) NBA i wytatuowany Dennis Rodman czy Allen Iverson.
Miłość do Stanów i całej tamtejszej popkultury narastała we mnie przez lata więc zacząłem naturalnie kłaść nacisk na naukę języka angielskiego bo czułem, że prędzej czy później tam wyjadę.
W połowie liceum byłem tak beznadziejny z „anglika” , że rodzice wkurzyli się i wysłali mnie na miesiąc na letni kurs angielskiego do Anglii. I właśnie wtedy obudziła się ta iskierka , że to właśnie w Brighton zrobię swój pierwszy tatuaż. Był to prawie 40 cm tribal i mam go do dzisiaj i nigdy go nie zakryję.
A kurs języka angielskiego nie poszedł na marne bo maturę ustną z tego przedmiotu zdałem na 5.
W Czerwcu 2001 roku wyjechałem do Stanów i tam spędziłem następnych 5 lat. Polecam każdemu taki wyjazd jeżeli uważa, że w Polsce ciężko pracuje. Dwie prace stałe i jeszcze dodatkowe prace w weekendy – tak właśnie się pracowało. Najwięcej radości i pieniędzy dawała praca dekarza i gdybym został tam na stałe to dzisiaj „Pawcio Sky” miałby firmę „Sky Roofing” (śmiech).

A może skrywasz jakąś tajemniczą historię o tym, jak sam chciałeś zostać tatuatorem, ale dźwięk maszynki rotacyjnej Cię drażnił?

Nigdy mnie nie pociągało tatuowanie jako czynność sama w sobie. Nigdy się w tym nie widziałem , nie potrafiłem rysować – uznałem ,że nie będę z siebie na siłę robił tatuatora.
Zupełnie inaczej niż dzisiaj (śmiech). Dzisiaj im mniej umiesz tatuować tym szybciej otwierasz swoje studio i profil na IG a w opisie umieszczasz magiczną frazę Tattoo Artist. Teraz można napierdalać balasy samymi kropkami albo krzywe linie a ludzie będą pisać komentarze w stylu:
„Brawo Mistrzu!”
„Dziękuję za piękny tatuaż. Wrócę na pewno”

Jaka jest historia Sky Tattoo?

Historia Sky Tattoo to przede wszystkim historia Ś.P. Łukasza Krukowskiego ,który będąc w Holandii tam otworzył pierwsze studio. Następnie , już ze swoją żoną Oksaną, otworzyli w 2015 roku pierwsze Sky Tattoo w Gorzowie Wielkopolskim, które oczywiście istnieje do dzisiaj. Pomysł był na tyle świetnie trafiony , że w pewnym momencie w Sky Tattoo chciało pracować pracować ponad 100 Artystów zza wschodniej granicy. Stąd pomysł na kolejne oddziały Sky w całej Polsce. W szczytowym momencie istniało prawie 30 oddziałów Sky Tattoo.
Dzisiaj na mapie Polski znajdziemy 15 oddziałów  a powody tego są dość prozaiczne:
-niektórzy administratorzy lub tatuatorzy postanowili otworzyć oddziały pod własną nazwą,
-a w innych przypadkach osoby źle zarządzały studiem.
Najbardziej przykre było zamykanie salonów z powodu nieodpowiedzialnego zarządzania (zaciąganie długów, używki).
Ale pozostał silny kręgosłup 15 salonów, który wspiera się w każdej sytuacji więc jeżeli Łukaszu patrzysz na nas z góry to możesz być z nas nadal dumny.

A jak doszło to powstania Sky Tattoo Radom?

Ś.P. Łukasza poznałem na konwencji tatuażu w Zakopanym i już wtedy zaproponował mi pracę jako administrator Sky Tattoo Poznań. Ale jako lokalny patriota odmówiłem i temat ucichł na klika miesięcy.
I nagle w Maju 2017r Łukasz dzwoni i mówi żebyśmy otwierali Sky Tattoo w Warszawie. I znowu odmówiłem bo mój syn miał już dwa lata i nie uśmiechało mi się dojeżdżać przez cały rok do pracy 100 km. No to Łukasz powiedział:
„To otworzymy w Radomiu a jak Ci się spodoba to i w Warszawie”.
Wtedy miałem spokojną pracę w sklepie z odżywkami sportowymi ale oddzwoniłem do Łukasza w ciągu kilku minut i powiedziałem,że nie ma co dłużej myśleć i zaraz zaczynam szukać lokalu pod studio.
Trzy tygodnie później , 1 Czerwca 2017 r, otworzyliśmy Sky Tattoo Radom a moje życie zmieniło się o 180 stopni.

Jakie były pierwsze miesiące od otwarcia?

Sukces i zainteresowanie zaskoczyło mnie w takim stopniu , że nawet nie jestem w stanie znaleźć dobrego porównania dla tej sytuacji.
Pamiętam jak siadłem pierwszego dnia z Sergeyem przy kalendarzu i powiedziałem:
„Jak będziesz miał zapisów na trzy tygodnie do przodu to będzie dobrze”.
Co się okazało? Że te trzy tygodnie zapisałem mu w 3 dni a po tygodniu od otwarcia na sesję klient musiał czekać 4 miesiące.
Co miesiąc dojeżdżał nowy Artysta aby opanować i rozładować kolejkę. W pewnym momencie w studiu pracowało w jednym momencie 12 Artystów (!). Jak słyszę ,że ktoś mi mówi ,że nie ogarnia studia bo ma 4 Artystów to zagłuszam Go śmiechem.
To była prawdziwa szkoła życia dla mnie jako administratora. To było 12 osób , którym trzeba znaleźć mieszkanie , kupić kartę sim i pokazać gdzie mają robić zakupy. Dla studia były oczywiście ogromne dodatkowe koszta bo kartridży i wszystkiego wkoło szło na potęgę.
Pamiętam jak pewnego dnia otwierają się drzwi i wchodzi Artysta i mówi ,że miał jechać do innego Sky ale tyle usłyszał dobrego o oddziale w Radomiu ,że od razu przyjechał do nas. Magia Sky Tattoo zaczęła żyć własnym życiem.
To były fajne czasy – 25 osób na 80 mkw (śmiech).

Na teraz jaką macie załogę?

Obecnie pracuje u nas 8 Artystów:
Ania, Anastazja, Sergey Floyd, Vildan, Dima, Igor, Tomasz Skoczypiec oraz Tomasz Tomaszewski.
Każdy z nich jest wspaniałym człowiekiem i Artystą ale co najważniejsze – każdy z nich potrafi pracować w zespole i to jest chyba jedna z najważniejszych cech, które decydują o pracy u mnie.
Niestety ale jeżeli się spóźniasz, masz problem z używkami, nie masz szacunku do Klienta czy kolegów z pracy to nie ma tutaj miejsca dla Ciebie – nawet jeżeli swietnie tatuujesz.

Jaką funkcję pełnisz Ty w studio, oprócz tego, że jesteś jego duszą?

Do podstawowych zadań należy oczywiście odpisywanie klientom na wiadomości, odbieranie telefonów i wyceny w studiu. W sumie jest to kilkadziesiąt klientów dziennie.
Ogarniam sprzątnie oraz wszelkie zakupy – od cukru i mleka do kawy, zamawianie lunchy, przez zakup płynu do szyb  aż po tusze i kartridże. Życie mega mi ułatwia telefoniczna obsługa klienta w jednym ze sklepów ze sprzętem to tatuowania – poznajemy się już po głosie bo dość często tam dzwonię.
Gdy czasem słyszę , że ciężko idzie z projektem i trafił się trudny klient to pomagam również przy projektowaniu.
Na koniec sesji informuję klienta o tym jak przebiega proces gojenia i zawsze mówię aby dzwonił jeżeli będzie miał jakieś wątpliwości czy zapytania.
A mój wolny czas akurat wypada kiedy muszę iść odebrać syna ze szkoły, zaprowadzić Go do domu i dać mu obiad.
I tak mija kolejny zwykły dzień (śmiech).

Wiem, że we wszystkim co robisz, przyświeca Ci przede wszystkim miłość do tatuażu i jako formy sztuki i jako stylu życia. Co takiego ujmującego odnajdujesz w tej kulturze?

Tak, tatuaż to nadal dla mnie coś mistycznego i chciałbym tą magię jak najbardziej przekazać naszym klientom. I chyba kontakt z klientem jest dla mnie teraz najważniejszy.
Oczywiście doceniam każdego z tysięcy klientów, którzy już nas odwiedzili ale zawsze największą satysfakcję dają klienci, którzy wybrali nas jako miejsce gdzie zrobią swój pierwszy tatuaż. Jest to przecież klient , który zrobił rozeznanie w każdym dla siebie dostępnym salonie. Jest to klient , który prześwietlił nas od A do Z i jeżeli postanowił nas wybrać to jest to mega miłe uczucie.
Ogromnym dla nas wyróżnieniem są również klienci , którzy przyjeżdzają do nas specjalnie z drugiego końca Polski lub z miast bliżej położonych jak Warszawa, Kielce, Łódź , Lublin – biorą często hotel i wykupują u nas dwie sesje dzień po dniu. Przecież w tych miastach też są dobre studia tatuażu a jednak z jakiegoś powodu wszyscy przyjeżdzają do Radomia. Dla nas to wielka radocha.
Mieliśmy nawet klienta z Alaski ale chyba najbardziej szalony był gość z Izraela, który przyleciał i mieszkał w Radomiu dwa tygodnie i po tym jak wytatuowaliśmy mu plecy wrócił do siebie. Bardzo pozytywny klient – mam z nim cały czas kontakt.
Był też klient, który zadzwonił do mnie po tygodniu z podziękowaniem za dobrą robotę i dopiero przez telefon przyznał się ,że jest prezesem klubu piłkarskiego, który ma kosę z Radomiakiem Radom.
Podobnych historii mam setki do opowiadania.

Jakie są Twoje główne założenia odnośnie funkcjonowania studio? Czego starasz się unikać, lub absolutnie nie tolerujesz?

Uważam , że jeżeli jestem odpowiedzialny za pracę dla 8 Artystów a co za tym idzie dla ośmiu rodzin to powinienem podchodzić do prowadzenia studia w miarę poważnie i odpowiedzialnie. Na szczęście dla studia jestem pracoholikiem i pedantem więc wszystko funkcjonuje jak w małym zegareczku. A jeżeli nawalę i o czymś zapomnę to wypominam to siebie przez kilka dni (śmiech).
Wymagam dużo od siebie ale także od moich pracowników i zawsze im powtarzam, że Klient jest najważniejszy. Klient nie zawsze ma rację ale jest najważniejszy (śmiech). Zatem nie toleruję narzekania i sapania jak znowu trzeba zrobić wilka w lesie (śmiech). Po prostu zrób takiego wilka i taki las żeby wszystkim szczeny opadły.
I nie toleruję pisania do innych salonów i wyciągania pracowników do siebie – tak jak próbowała to zrobić jedna z nowych sieciówek zza wschodniej granicy. Jeszcze dobrze neonu nie podłączyli w Radomiu w nowym studiu a moi Artyści już dostali wiadomości i oferty pracy od nich.

A z drugiej strony co wydaje Ci się najbardziej istotnym elementem to stworzenia miejsca, w którym jest zarówno dobry vibe dla pracowników jak i klientów?

Ten zespół, który mamy teraz tworzył się 5 lat i wg mnie jest najlepszym, z tych które tutaj były. Klimat tworzą sami Artyści przez to, że nie ma między nimi kłótni czy zazdrości.
Natomiast uważam, że dla klienta który jest u nas pierwszy raz to ten klimat nie ma znaczenia.  On chce wyjść z dobrym tatuażem bo widział nasze prace a być może słyszał od znajomego żeby przyjść właśnie do nas.
Gdybyśmy mieli zgraną paczkę , piękne studio ale słabej jakości tatuaże – to nikt by do nas nie przychodził na tatuaże a jedynie na dobrą kawę (śmiech).

Pandemia już co prawda daleko za nami, ale jak poradziliście sobie w tym okresie? Czy Twoim zdaniem kryzys zweryfikował branżę? Czy czegoś nas nauczył?

Pandemię przeszliśmy bez uszczerbku dzięki wspólnym pomysłom i zabiegom. Praktycznie w 3-4 dni należało się przestawić i my to zrobiliśmy wzorowo. Wielka w tym zasługa naszych stałych i kumatych klientów. Kto ma wiedzieć ten wie.
A co robili niezaradni życiowo?
Udzielali się na grupach, które piętnowały studia które były otwarte wtedy kiedy jeszcze mogliśmy być otwarci. Czujesz? Nasrali do własnego gniazda i kiedy studia były otwarte to nawoływali do ich zamykania.
Ja covid przebyłem bardzo źle ale nigdy bym nie pisał takich głupot jakie wtedy czytałem na tamtej grupie.
Mnie kryzys nauczył aby nadal każdego dnia systematycznie pracować bo w takich momentach jak pandemia życie szybko zweryfikowało kto dobrze przepracował ostatnie lata a kto nagle obudził się z ręką w nocniku.

A jak znalazłeś się na konwentowych scenach? Ile tych imprezek już rozkręciłeś?

Po mikrofon sięgnąłem przypadkowo podczas jednej ze swoich imprez tatuatorskich ponieważ uważałem , że prowadzący przynudza (śmiech).
To było z 15 lat temu. Od tego czasu myślę ,że poprowadziłem ok setki imprez o tematyce związanej z tatuażem. Były to te największe typu expo na 200 wystawców ale były też te mniejsze na 10 wystawców , których klimat bardziej mi odpowiada.

Poczęstuj nas jakąś ciekawą anegdotą imprezową! Pamiętaj- im pikantniej tym lepiej!

Oj było tego naprawdę sporo.
Raz chyba w Łodzi mieliśmy opóźnienie 3 godzinne bo do kategorii w tatuaż zagojony miejscowe studio zwerbowało ponad 100 swoich klientów. Chęć zdobycia nagrody była ogromna ale wszyscy byli wściekli – od dźwiękowców po zespoły które miało grać po 20:00 a weszły na scenę przed północą (śmiech).
Innym razem fakir źle połknął miecz i trochę treści żołądkowej mu się odbiło i zostało na scenie.
Ale największy wstyd odwaliło pewne studio, które doniosło do jury ,że jedna z prac innego studia jest inspirowana zdjęciem z pinteresta.
Brak słów żeby to skomentować.
I jedno Wam mogę powiedzieć,że nigdy nie widziałem nic co by mogło świadczyć o ustawianiu konkursów więc jak nie dostaliście nagrody i zastanawiacie się dlaczego to albo wykonaliście słaby projekt albo … przeoraliście skórę a wtedy nawet dobry projekt Wam nie pomoże.
A o tym co działo się na afterach z soboty na niedzielę to ja nie będę opowiadał. Ale pewnie na samo wspomnienie nie jedna twarz się zaczerwieni ze wstydu (śmiech).

Wiem, że sam również organizowałeś kilka imprez. Mnie niestety na nich nie było, tym chętniej dowiem się co to były za projekty!

Po powrocie ze Stanów, zacząłem jeździć na konwencje w Polsce. Wtedy (2006-2007r) imprezy odbywały się chyba tylko w Łodzi i Szczecinie oraz w Krakowie (jeszcze w Centrum Kultury Rotunda). I wtedy sobie pomyślałem ,że fajnie gdyby Radom dołączył do tego zacnego grona ważnych dla tatuażu miast. W Maju 2008 roku zorganizowałem pierwszy Tattoo Jam Radom. Miesiąc czy dwa później Marcin Pacześny ruszył z Gdańsk Tattoo Konwent i robi to nieprzerwanie w pięknym stylu do dnia dzisiejszego. O ile Tattoo Konwent poszedł na ostro do przodu o tyle ja i Tattoo Jam zachęcałem właścicieli salonów tatuaży do organizacji małych konwencji w swoich rodzinnych miastach. I tak się działo! Małe inicjatywy rosły jak grzyby na deszczu a ja miałem przyjemność je poprowadzić.
A mój Tattoo Jam jest jedyną konwencją w Polsce, której dwie edycje odbyły się w tym samym roku. Był to chyba 2012 rok. Było tylu chętnych ,że musiałem zrobić dwie konwencje:
na wiosnę i na koniec lata. Tattoo Jam Radom na razie zatrzymał się na 10. edycji w 2018 roku ale być może wróci za rok.

Jakie masz plany na bliższy lub dalszy czas, zarówno w kontekście rozwoju studio jak i swojej szerszej działalności?

Cały czas skupiam się na codziennej pracy w studiu i cały czas naszym priorytetem jest aby tworzyć coraz lepsze projekty i podnosić nieustannie jakość tatuowania.
Oprócz tego prowadzę jednocześnie około 8 projektów z klubami sportowymi i cały czas szukam nowych pomysłów na promocję.
Od dwóch miesięcy wprowadziliśmy kursy tatuowania i na obecną chwilę to jest temat, który chcę promować.
Nie myślę o ekspansji na inne miasta ponieważ przeżyłem już czas kiedy prowadziłem jednocześnie salony w Radomiu , Warszawie, Ostrowcu Świętokrzyskim, Kozienicach i Starachowicach i był to dość męczący i intensywny czas. Od roku pilnuję już tylko Sky Tattoo Radom i mamy się świetnie.

Czy Twoim zdaniem mamy jeszcze miejsce w środowisku na tworzenie subkulturowych więzi, swoistego rodzaju wspólnotowości? Czy w dzisiejszych czasach to zbyteczny idealizm?

Zależy ile masz lat i ile bierzesz za dzienną sesję (śmiech). Jak miałem 21 lat to jeszcze wierzyłem w tą jedność. Jak mam 41 to widzę tatuatorów intelektualistów biznesmanów , którzy pompują swoje ego do niewyobrażalnych rozmiarów wciskając nam kit , że są wizjonerami. Zatem po 40stce darujmy sobie idealizmy i zostawmy je dla nastolatków.

 

Gdzie Cię teraz najszybciej możemy złapać poza Radomiem?

Jeżeli chodzi o konwencje to Łódź Tattoo Konwent i obowiązkowo Warsaw Tattoo Convention. A jeżeli chodzi o weekendowe wypady to najbardziej lubię uciekać do Sopotu.
W Październiku lecimy do Hiszpanii więc do zobaczenia na meczu Barcelony.

zamieszczone zdjęcia (oprócz tych z prywatnego archiwum Pawła), wykonał KERSON (ave666)